środa, 18 kwietnia 2018

Help me


Bóg pomaga! <3


Słowa z wczorajszego psalmu; 
"Bądź dla mnie skałą schronienia,
warownią, która ocala.
Ty bowiem jesteś moją skałą i twierdzą,
kieruj mną i prowadź przez wzgląd na swe imię"
 

Zwykle kiedy nie mam już siły, nie widać ratunku, przypominam sobie o Kimś, kto nie zawodzi nigdy. Skała schronienia, więc coś bardzo trwałego.  Warownia, która ocala - tam gdzie można się ukryć i odpocząć, odetchnąć od tego wszystkiego, co w głowie się już nie mieści i na co nie ma już siły. Bóg daje pokój. Można, choć na chwilę, zapomnieć o wszystkim co martwi i złapać oddech. Zobaczyć, że Jemu zależy! 

A tutaj coś z dzisiejszej Ewangelii;

 "a tego, który do Mnie przychodzi precz nie odrzucę"
"Jest wolą Tego, który Mnie posłał, abym nic nie stracił z tego wszystkiego, co Mi dał, ale żebym to wskrzesił w dniu ostatecznym"

 Mogłabym powiedzieć, że trafia do mnie w punkt. Po pierwsze, Bóg chce każdego z nas. Po drugie, mówi, że nie odrzuci człowieka, który do Niego przychodzi. Może się wydawać, że Bóg "ma za dużo spraw na głowie", żeby zajmować się moim  problemem, który w obliczu wszechświata jest pierdołą. Z tego naszego myślenia, to Bóg musi mieć niezły ubaw. Tylko, śmiać się czy płakać? A nasz anioł stróż:

http://www.obrazki.jeja.pl/tag,stroz


 Dla Boga nie ma rzeczy zbyt błahych. On się przejmuje każdym naszym problemem i chce, żebyśmy Mu o nim powiedzieli. "Nie odrzuci nas precz" <3 ale da nam NADZIEJĘ, bo wiecie... jak już nie ma nadziei, to pojawia się rozpacz, a to stan okropny. Dla Boga nie ma sytuacji beznadziejnych ;) (Nawet moja jazda samochodem, jest dla Niego do ogarnięcia ;D)

https://zszywka.pl/p/nie-placz-w-liscie-nie-pisz-ze-los--14948038.html

niedziela, 8 kwietnia 2018

„Spłoniesz” czy „Kocham Cię” – czyli co mówi Jezus


 Dzisiaj chciałam nawiązać do czytania i Ewangelii z dnia 11.04.2018, czyli kolejna środa.  (Dz 5, 17-26, J 3, 16-21) Czy Bóg kolejny raz pomoże i hasło Bożu dopomożu nie straci sensu? ;) 
Arcykapłan i jego zwolennicy byli pełni zawiści względem Apostołów. Dlaczego? Bo tamci czynili cuda w Imię Jezusa Chrystusa, uzdrawiali chorych itd., więc ludzie garnęli się do nich i nawracali, zaczynali wierzyć w Jezusa. W końcu, wtrącili do więzienia Apostołów. Kurde… Tamci czynili cuda, robili tyle dobra, a ludzie, mający się za autorytet społeczny, zamiast zastanowić się, że może coś w tym jest, to mało tego, że nie pomyśleli wgl w takiej kategorii, to jeszcze tamtych uwięzili. Nonsens. Chociaż…, ile razy Ty zrobiłeś coś dobrego i dostałeś za to po głowie? Często staramy się zrobić coś jak najlepiej i wkładamy to całe serducho, a później dostajemy „nauczkę”. Jak to się mówi, „jak masz miękkie serce to musisz mieć….” Ale skoro nawet Boga, ludzie potrafili osądzić, ukrzyżować i odrzucić, to w czym jesteśmy lepsi, że nam tak nie zrobią? Ale ale…
Popatrzmy co dzieje się dalej. Apostołowie są w więzieniu i przychodzi do nich Anioł Pański, mówi „Idźcie i głoście w świątyni ludowi słowa o tym życiu”.  Bóg pomaga Apostołom i pragnie by mówili o Nim.  No i poszli. W tym czasie zebrali się wszyscy „ważni”, cała starszyzna Izraela, żeby osądzić Apostołów. I wyobraźcie sobie, jakie mieli zdziwko, jak się okazało, że więzienie jest bardzo dobrze zamknięte i nikogo nie ma w środku. Mało tego, Apostołowie mogli sobie zwiać, żeby nie złapano ich znowu, ale poszli? Do świątyni i dalej nauczali! No i co to ma wspólnego z nami? Jeżeli czynimy dobro i ktoś tego nie docenia, a nawet krzyczy na nas, czy wyśmiewa nas, za to że komuś pomagamy, to nie mamy przestać być dobrymi ludźmi. Hellow! Jak robimy coś dobrego to zawsze znajdzie się taki jeden z drugim, patrzący „zawistnie”, któremu to nie będzie pasowało.  Bóg jest z nami zawsze i nam pomaga - Bożu dopomożu! - (uwolnił w niezwykły sposób Apostołów), choć nie zawsze to widzimy.   O tym mówi nam dzisiaj Ewangelia.
„Bóg tak umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne”. Możesz pomyśleć; o znowu to, tak tak słyszałem milion razy jak śpiewają dzieciaczki. Ale weź no, Bóg dał swojego Syna, żebyś żył. Dzięki Jezusowi mamy sakramenty! Przez chrzest stałeś się Dzieckiem Boga, skoro jesteś Jego dzieckiem, to On walczy o Ciebie. Dalej, czytamy, że nie posłał Syna na świat po to, żeby świat potępił. Bóg nie zesłał Jezusa po to, żeby krzyczał jakie piekło jest straszne, jacy ludzie są okropni i że jak zjesz mięso w piątek to już ci kociołek szykują. NIE! Jezus to miłość sama w sobie, on przyszedł po to, żeby świat zbawić. I jak to zrobił? Dał się zabić. Czemu akurat to? Bo karą za śmierć jest grzech, tak domaga się sprawiedliwość. I co myślisz sobie teraz, że Bóg to wymyślił i jest taki okrutny? Bóg pokazał, że Miłosierdzie stoi w parze ze Sprawiedliwością. Sprawiedliwość bez Miłosierdzia, byłaby okrucieństwem. Czy i my czasem nie patrzymy tylko przez pryzmat sprawiedliwości, tak „urzędniczo”, zamiast popatrzeć po ludzku, na to że, ktoś nie był w stanie nam pomóc, ale popełnił jakiś błąd? Może warto dodać trochę Miłosierdzia do naszego życia.
Bóg daje nam Jezusa, daje Miłość, która nas zbawiła. Dalej w Ewangelii jest napisane, że „światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność, bo złe były ich uczynki”. Jesteśmy ludźmi, tak robimy złe rzeczy i nikt nie jest doskonały. Mamy światło, Jezusa, który oczyszcza nas, odpuszcza grzechy, wskazuje drogę dobra i nasze złe uczynki w sakramencie spowiedzi są przez niego oczyszczane, ale żeby się to stało, nie możemy ich ukrywać w ciemności, tylko powinniśmy wypowiedzieć je przed kapłanem. Ludzie wolą ciemność, bo jest łatwiej, można coś ukryć. Tylko, że oszukać można ludzi, znajomych, rodzinę, oszukać można nawet samego siebie, ale Boga się nie oszuka. On jako światło, chce nam pokazać prawdę o nas, bo tylko jak ją dostrzeżemy, to jesteśmy w stanie pozwolić Bogu, żeby nam pomógł. On nie przychodzi na siłę. Dał nam tyle darów, dał nam samego Siebie, ale to od nas zależy czy Go przyjmiemy.       
Jezus przychodzi, żeby nas zbawić, nie potępić! Nie jest kimś kto chce nas ukarać, ale jest Miłością, która nas kocha i pragnie tylko tego, żebyśmy przyjęli Jego zaproszenie. On mówi do Ciebie, „Kocham Cię”, Jego całe życie pokazuje te dwa słowa i tak, mówi też o karze za grzechy, ale ona jest wynikiem tego, że odrzucamy Jezusa i sami nie przyjmujemy Jego zaproszenia.  
          Czynienie dobra nie jest łatwe, skoro Apostołów zamknęli, Boga ukrzyżowali to i nam się pewnie nieraz oberwie. Ale jaki byłby świat gdybyśmy nie czynili dobra? No i czy my jesteśmy tacy super? Czy czasami, nie jesteśmy po drugiej stronie i czy to my nie wyszydzamy innych, bo czynią dobro, czy są trochę inni? Łatwo się mówi, ale bycie miłosiernym jest trudne. Jak powiedział ks.Wyszyński, „Tylko rzeczy małe i liche są łatwe”.


"Bóg Cię kocha, nie rób focha!"


poniedziałek, 2 kwietnia 2018

Przestań, kobietom uwierzysz?


Ewangelia na 4.04.2018r. Łk 24, 13-35   
Hejka ;D Chciałabym przedstawić moje spojrzenie na ten fragment Ewangelii i rozkminić trochę o co w niej chodzi. Więc, Bożu dopomożu i lecimy! Zapraszam ;)     

                W Ewangelii opisana jest historia, w której to trzeci dzień po śmierci Jezusa,  dwóch uczniów zdąża do Emaus. W drodze rozmawiają oni o minionych wydarzeniach. Są tak zajęci sobą, że nie rozpoznają Jezusa, który idzie razem z nimi. Trochę paradoks, przecież rozmawiają o Nim, a kiedy Jezus przybliża się, nie zauważają Go. Często chyba pojawia się też tak i u nas. Chcemy znaleźć odpowiedź na teologiczne pytania, szukamy Boga, a kiedy przychodzi do nas w drugim człowieku, nie poznajemy Go. Ale Bóg nie zrezygnował, „zagadał do uczniów”. Zapytał o czym rozmawiają, a oni „zatrzymali się smutni” i z pewnym zdziwieniem i oburzeniem potraktowali Jezusa, jak kogoś z innej planety, który nie wie, co się wydarzyło w Jerozolimie. W tym momencie pojawia mi się uśmiech na twarzy. Totalnie bezsensu, przecież nikt tak dobrze jak On, nie wie, co się wtedy działo. A mimo to, pyta On uczniów, co się wydarzyło. Dlaczego pyta, skoro doskonale wie? Myślę, że chce znać ich punkt widzenia, podobnie zrobił Bóg w raju, gdy pytał Adama i Ewę co się wydarzyło, choć doskonale wiedział.
                Uczniowie są zawiedzeni i zasmuceni, mówią, o ich nadziei na wyzwolenie pokładanej w Jezusie, która zgasła, gdy został ukrzyżowany. Mówią też, że kobiety przeraziły ich, mówiąc o pustym grobie. No hellow?! Kobiety powiedziały im, że widziały aniołów, którzy zapewniali, że Jezus żyje. Czemu nie uwierzyli kobietom, czemu nie przyjęli, tego co Jezus im tłukł przez tyle czasu, czemu nie zrozumieli wszystkich zapowiedzi ze Starego Testamentu, w których wyraźnie jest napisane, że Mesjasz będzie cierpiał? Może dlatego, ze mieli SWOJE wyobrażenie i nie przyjmowali innego. Często myślę, że moje rozwiązanie problemu jest idealne i modlę się, żeby Bóg właśnie tak pomógł mi go rozwiązać. Czy nie jestem wtedy jak Ci uczniowie? Bóg ma dużo lepsze rozwiązanie, czemu nie chcę słuchać Tego, który stworzył wszechświat? On jest mistrzem rzeczy niemożliwych i bezsensownych w ludzkim pojmowaniu, z których robi coś niesamowitego. Spodziewali się króla, Król narodził się w stajence, spodziewali się wielkiego wybawiciela, Zbawiciel zawisł na krzyżu. I co przegrana? Myśleli, że tak. A co na to Bóg? Pokorna miłość. Nie ma klęski, jest ogromne zwycięstwo życia nad śmiercią. Jezus umarł, ale zmartwychwstał i pokazał, że miłość jest silniejsza od śmierci. 
Jezus został odepchnięty, zeszpecony i zabity przez ludzi. A mimo to, po Zmartwychwstaniu  ukazał się uczniom. Co ciekawe, pokazał się  też 2 uczniom, którzy nie byli apostołami. Nie krzyczał na nich, nie oburzał się, ale zapytał i …. Wyjaśniał im wszystko począwszy od Mojżesza.  Pokazuje to jak ogromnie cierpliwa jest miłość Boga. Święty Paweł, tę cechę przypisuje jako  pierwszą w hymnie o miłości. Co  by z nami było, gdyby Jezus nie był w stosunku do nas cierpliwy? Ale dobra, cierpliwość też ma swoje granice, bo ile można?! Cierpliwość Boga nie ma granic, bo Jego miłość jest nieograniczona.
                Jezus został z uczniami i połamał chleb. Wtedy ich oczy się otworzyły i sami ze zdumieniem powiedzieli „czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał”. Poznali Go po łamaniu chleba. Czy my widzimy Boga w kawałku Chleba podczas Eucharystii? Czy poznajemy Go? Czy serce w nas nie pała? Czy szukamy Boga na miarę naszych oczekiwań i nie rozpoznajemy Go tak jak uczniowie, nie widzimy Go w człowieku potrzebującym pomocy? Czy widzimy go tylko w literze, a nie widzimy, że Słowo jest Żywe? Może warto czasem odrzucić swoje wyobrażenia i szukać prawdy o Bogu, jak mówią słowa dzisiejszego psalmu, „Niech się weselą szukający Pana”.
                       To by było na tyle... ;) Proszę o jakiś komentarz, pytanie, a może Wasze spojrzenie? ;D